sobota, 4 stycznia 2014

Pięć.

-Lea, musimy już wychodzić. Inaczej się spóźnimy.
-Biorę torebkę i możemy wychodzić. - powiedziała dziewczyna.
Niedługo jechaliśmy do Warszawy na Galę Mistrzów sportu. Szczerze to nawet nie chciałem na nią jechać, bo po co? W tym roku byliśmy największymi przegranymi IO i nie mogłem marzyć o żadnych nagrodach. Wiedziałem, że nie zasłużyliśmy na nagrody, a raczej na naganę.
 *
Trzeba przyznać, że wszyscy na gali byli bardzo eleganccy. Nie lubiłem ubierać sztywno garnituru i krawata. Dla mnie to było okropne. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Nosiło mnie przez cały czas.

- Szóste miejsce w kategorii sportowca roku otrzymuje Bartosz Kurek! - usłyszałem. Czułem tylko zdziwienie. Nie spodziewałem się tak wysokiego miejsca po porażce na Igrzyskach.
Nasza drużyna została też drużyną roku i trener – trenerem roku. Czułem się szczęśliwy, choć tak naprawdę nie wiem czy nam się to należało. Igrzyska zawaliliśmy na całej linii i nie mogłem sobie tego wybaczyć. Ale na szczęście – była ze mną Lea, która umiała mi pomóc radzić sobie z porażką. Z resztą – ona umiała sobie radzić ze wszystkim, prócz choroby. Ciężko było mi czasem patrzeć na jej łzy - co prawda płakała tylko w ukryciu, ale ja przecież wiedziałem. Widziałem wszystko i widziałem, choć ona tego nie chciała. Mieszkając w jednym mieszkaniu - nie dało się inaczej. 

- Lea, bo ja mam dla Ciebie niespodziankę. Tylko się ze mnie nie śmiej. Proszę. Nie mam talentu. - powiedziałem. Wziąłem do ręki gitarę i zagrałem jej piosenkę. Piosenka ta - wydawać by się mogło, że łatwa i wcale nie potrzeba do niej talentu - sprawiła mi nie lada problem. Jednak zaśpiewałem ją w głębi duszy śmiejąc się z własnej głupoty. Myślałem, że Lea też będzie się śmiać, jednak stało się coś zupełnie innego. 
- Lea, ale nie płacz, proszę Cię! - powiedziałem przytulając ją do siebie.
- To jest najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie kiedykolwiek usłyszałam w życiu! - powiedziała dziewczyna i przytuliła się do mnie mocniej. Na mojej twarzy zagościł uśmiech satysfakcji. 

****

-Bartuś, słoneczko, przedstaw nam ją. - powiedziała moja mama.
-Mamo, wiesz.. my nie jesteśmy typowym związkiem.. Ona jest inna.. ona umiera.. znaczy to jest..
-Bartuś.. opowiadaj, zrobię Ci jeszcze herbaty. - powiedziała moja rodzicielka ja ja usiadłem na krześle.
Opowiadałem przez kilka minut. Mama nie nie przerywała mi ani słowem. Wysłuchała całej historii i dopiero wtedy zabrała głos.
-Bartuś! Ty to masz złote serce jednak! Ale wiesz, że nie powinieneś tak robić? To nie jest w porządku wobec tej dziewczyny, ale liczą się intencje. Chciałeś dobrze, wiem o tym. Teraz zaproś ją tu na obiad.Nawet nie wiesz, ile to znaczy dla dziewczyny. Poczuje się dla Ciebie ważna i naprawdę, zrobi dla Ciebie wszystko.
-A co na to tata i Kuba? - zapytałem.
-Z nimi nie będzie problemu, uwierz mi. Zmykaj na trening, bo jest 10, o dwunastej masz trening i jeszcze się spóźnisz. - powiedziała, pocałowała mnie w policzek i wyszedłem. Zawsze miałem z nią dobre relacje. Owszem, nie była moją przyjaciółką, ale mogłem jej zaufać. I rozumiała dziewczyny, jak nikt inny! Pojechałem na trening, a potem do Lei.
-Lea, moja mama zaprosiła nas na obiad.
-Kiedy?
-Na jutro.
-Dobrze, że mówisz, muszę upiec placek, zrobić sałatkę, kupić coś dla Twoich rodziców i jakąś zabawkę dla Kuby. Czym Kuba lubi się bawić?
-Nie przeginasz? -zapytałem przytulając ją od tyłu.
-Muszę dobrze wypaść! Ale jeżeli chcesz to zrezygnuję z części..
-i tak będzie najlepiej – powiedziałem i zrobiłem jej malinkę na szyi.
-Bartek, wariacie! Obiad masz w lodówce, a ja muszę iść, bo umówiłam się z Pauliną. Będę koło piątej. Trzymaj się. - powiedziała, dała mi buziaka w policzek i wyszła, a ja zostałem sam w mieszkaniu.


Przepraszam, że tak długo nic nie było. Nie obiecuję Wam regularności, bo nie umiem tak. Piszę tylko, jak mam wenę, a na razie jej nie mam. 
Miłego dnia!:)