sobota, 4 stycznia 2014

Pięć.

-Lea, musimy już wychodzić. Inaczej się spóźnimy.
-Biorę torebkę i możemy wychodzić. - powiedziała dziewczyna.
Niedługo jechaliśmy do Warszawy na Galę Mistrzów sportu. Szczerze to nawet nie chciałem na nią jechać, bo po co? W tym roku byliśmy największymi przegranymi IO i nie mogłem marzyć o żadnych nagrodach. Wiedziałem, że nie zasłużyliśmy na nagrody, a raczej na naganę.
 *
Trzeba przyznać, że wszyscy na gali byli bardzo eleganccy. Nie lubiłem ubierać sztywno garnituru i krawata. Dla mnie to było okropne. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Nosiło mnie przez cały czas.

- Szóste miejsce w kategorii sportowca roku otrzymuje Bartosz Kurek! - usłyszałem. Czułem tylko zdziwienie. Nie spodziewałem się tak wysokiego miejsca po porażce na Igrzyskach.
Nasza drużyna została też drużyną roku i trener – trenerem roku. Czułem się szczęśliwy, choć tak naprawdę nie wiem czy nam się to należało. Igrzyska zawaliliśmy na całej linii i nie mogłem sobie tego wybaczyć. Ale na szczęście – była ze mną Lea, która umiała mi pomóc radzić sobie z porażką. Z resztą – ona umiała sobie radzić ze wszystkim, prócz choroby. Ciężko było mi czasem patrzeć na jej łzy - co prawda płakała tylko w ukryciu, ale ja przecież wiedziałem. Widziałem wszystko i widziałem, choć ona tego nie chciała. Mieszkając w jednym mieszkaniu - nie dało się inaczej. 

- Lea, bo ja mam dla Ciebie niespodziankę. Tylko się ze mnie nie śmiej. Proszę. Nie mam talentu. - powiedziałem. Wziąłem do ręki gitarę i zagrałem jej piosenkę. Piosenka ta - wydawać by się mogło, że łatwa i wcale nie potrzeba do niej talentu - sprawiła mi nie lada problem. Jednak zaśpiewałem ją w głębi duszy śmiejąc się z własnej głupoty. Myślałem, że Lea też będzie się śmiać, jednak stało się coś zupełnie innego. 
- Lea, ale nie płacz, proszę Cię! - powiedziałem przytulając ją do siebie.
- To jest najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie kiedykolwiek usłyszałam w życiu! - powiedziała dziewczyna i przytuliła się do mnie mocniej. Na mojej twarzy zagościł uśmiech satysfakcji. 

****

-Bartuś, słoneczko, przedstaw nam ją. - powiedziała moja mama.
-Mamo, wiesz.. my nie jesteśmy typowym związkiem.. Ona jest inna.. ona umiera.. znaczy to jest..
-Bartuś.. opowiadaj, zrobię Ci jeszcze herbaty. - powiedziała moja rodzicielka ja ja usiadłem na krześle.
Opowiadałem przez kilka minut. Mama nie nie przerywała mi ani słowem. Wysłuchała całej historii i dopiero wtedy zabrała głos.
-Bartuś! Ty to masz złote serce jednak! Ale wiesz, że nie powinieneś tak robić? To nie jest w porządku wobec tej dziewczyny, ale liczą się intencje. Chciałeś dobrze, wiem o tym. Teraz zaproś ją tu na obiad.Nawet nie wiesz, ile to znaczy dla dziewczyny. Poczuje się dla Ciebie ważna i naprawdę, zrobi dla Ciebie wszystko.
-A co na to tata i Kuba? - zapytałem.
-Z nimi nie będzie problemu, uwierz mi. Zmykaj na trening, bo jest 10, o dwunastej masz trening i jeszcze się spóźnisz. - powiedziała, pocałowała mnie w policzek i wyszedłem. Zawsze miałem z nią dobre relacje. Owszem, nie była moją przyjaciółką, ale mogłem jej zaufać. I rozumiała dziewczyny, jak nikt inny! Pojechałem na trening, a potem do Lei.
-Lea, moja mama zaprosiła nas na obiad.
-Kiedy?
-Na jutro.
-Dobrze, że mówisz, muszę upiec placek, zrobić sałatkę, kupić coś dla Twoich rodziców i jakąś zabawkę dla Kuby. Czym Kuba lubi się bawić?
-Nie przeginasz? -zapytałem przytulając ją od tyłu.
-Muszę dobrze wypaść! Ale jeżeli chcesz to zrezygnuję z części..
-i tak będzie najlepiej – powiedziałem i zrobiłem jej malinkę na szyi.
-Bartek, wariacie! Obiad masz w lodówce, a ja muszę iść, bo umówiłam się z Pauliną. Będę koło piątej. Trzymaj się. - powiedziała, dała mi buziaka w policzek i wyszła, a ja zostałem sam w mieszkaniu.


Przepraszam, że tak długo nic nie było. Nie obiecuję Wam regularności, bo nie umiem tak. Piszę tylko, jak mam wenę, a na razie jej nie mam. 
Miłego dnia!:)

sobota, 14 grudnia 2013

Cztery

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Dziewczyna usłyszała, że ktoś wchodzi do mieszkania. Była pewna, że to Bartek. Była właśnie w trakcie gotowania obiadu.
- Cześć Lea! Jak minął Ci dzień? - zapytałem wchodząc do mieszkania.
- W porządku. - opowiedziała i dała mi buziaka w policzek na przywitanie.- Byłam na mieście, zrobiłam zakupy. A Tobie? - zapytała
- Lea, prosiłem Cię tyle razy, żebyś się nie przemęczała.. Przecież zrobiłbym zakupy..
- Ale Bartek, zrozum też to, że ja potrzebuję wyjść do ludzi. Nie mogę siedzieć na uwięzi.
- Rozumiem Cię i nie bronię wychodzić na spacery, do kina, czy gdziekolwiek. Proszę Cię tylko o to, żebyś się nie przemęczała. Nie dźwigaj zakupów, tylko proszę, powiedz mi, i ja je przyniosę. Dobrze? - zapytałem.
- Dobrze. A teraz chodź jeść, przygotowałam obiad. - powiedziała. Wiedziałem, że jest jej ciężko. Widziałem jak z każdym dniem stawała się coraz słabsza. Na dodatek wypadały jej włosy po chemioterapii. Codziennie słyszałem, jak płacze w łazience przy czesaniu się. Nie mogłem tak tego zostawić, musiałem coś z tym zrobić, nie chciałem, żeby płakała.
- Lea... nie płacz, proszę, to da się zmienić. Jakiego koloru chciałabyś mieć włosy? - zapytałem.
- Wiesz.. uwielbiałam swoje włosy. Uwielbiałam brązowe. - odpowiedziała.
- Chodź ze mną.. - powiedziałem.
Pojechaliśmy kupić perukę. Nie wiedziałem, czy nie będzie się urażona tym, że chcę jej kupić sztuczne włosy. Na szczęście doceniła to.
- Bartek, dziękuję, że mnie tu zabrałeś, ale nie stać mnie na perukę. Ona kosztuje za dużo.
- Lea, ja Cię tu zabrałem, więc ja płacę. I nawet się nie sprzeciwiaj, proszę.
Lea wybrała brązową perukę.Włosy były do łokcia. Była szczęśliwa, widziałem to w jej oczach. W końcu nie wyróżniała się z tłumu, była zwykłą dziewczyną. I zawsze chciała nią być.
- Dziękuję Ci, Bartek. - powiedziała i pocałowaliśmy się w usta. Pierwszy raz.
****
- Bartek, umówiłam się na babski wieczór z Justyną, więc mógłbyś się ulotnić? Na jeden wieczór? Proszę bardzo? - zapytała robiąc kocie oczy.
- Jasne. Pójdę do Kuby, dawno nie gadaliśmy. - powiedziałem uśmiechając się. - Wrócę jutro po treningu, trzymaj się. - dokończyłem całując ją w policzek na pożegnanie i wyszedłem.
Kupiłem alkohol i poszedłem do Rudego.
- Cześć Bartek, wchodź. - powiedział. Wszedłem do środka i usiadłem na kanapie. Oglądaliśmy mecz w nogę Polska – Słowacja.
- I jak Wam się układa? - zapytał Kuba.
- Wiesz, nie układa się nam źle. Jest w porządku. Nawet bardzo w porządku, tylko... ja jej nie kocham.
- Nie powinieneś jej oszukiwać. Nie powinieneś dać się w to wciągnąć.
- Powinienem nie powinienem, ale teraz już nie mogę się wycofać i dobrze o tym wiesz. Gdybyś Ty widział ją rano jak płacze przed lustrem, bo wypadają jej włosy.. Serce mi się krajało, więc kupiłem jej perukę.
- No, widzę, że nawet zacząłeś ją sponsorować.
- Nie mów tak! - zaprotestowałam.
- Dobra, nie złość się, nie to miałem na myśli. Ale mimo wszystko nie popieram Twojego zachowania. Bierz pod uwagę to, co będzie, gdyby stał się cud i choroba ustąpiła. Życzę jej tego z całego serca, ale Bartek,.. co Ty wtedy zrobisz? - powiedział Kuba.
- Przepraszam Cię, ale ostatnio zrobiłem się nerwowy. Bardzo.Nie wiem. - powiedziałem.
- No zauważyłem... Ale wiesz co? Zachowujesz się jakby Ci na niej zależało..Bardzo zależało.
- No bo tak jest. Zależy mi na niej, jak na przyjaciółce.
- Wmawiaj sobie, wmawiaj.. - powiedział Kuba. Nawet nie zastanawiałem się nad jego słowami, bo wiedziałem, że i tak nie mają sensu.
- Lepiej powiedz co u Ciebie. Zakręciłeś coś z Justyną?
- Tak, zakręcić to można piłkę przy zagrywce. - powiedział zbulwersowany.
- Czyżby panna Justyna dała Ci kosza? - powiedziałem i uderzyłem go poduszką. Wieczór zleciał na bitwie poduszkami. Tak, mamy po 25 lat.
-  Nie dała mi kosza. Ma kogoś. - odpowiedział przyjaciel.
- Ale przecież zgodziła się z Tobą pójść na galę. Więc..? Może to tylko kolega? - zapytałem.
- Widziałem jak się przytulali. - powiedział, a ja zobaczyłem w jego oczach ukrywany smutek.

Tymczasem u dziewczyn
- I jak Wam się układa? - zapytała Paulina.
- Układa nam się dobrze, jestem szczęśliwa. - powiedziałam.
- Do twarzy Ci w takich długich włosach. - powiedziała Paula.
- Lepiej opowiadaj jak Ci się z Kubusiem układa?
- A nie układa się wcale.. Widział mnie na mieście z Andrzejem – tym, z którym tańczę na pokazie i chyba myśli, że jestem z nim. I w sumie przestał się odzywać. Widzimy się czasem jak wracam z hali z prób, ale udajemy, że nic się nie stało. Wiesz, nawet mnie to boli. Liczyłam, że coś więcej będzie między nami. - powiedziała biorąc kolejny łyk wina.
- Pogadam z Bartkiem, może uda nam się to jakoś rozkręcić. - powiedziałam. - Faceci są dziwni, nie sądzisz?
-Mniejsza o to. Opowiadaj lepiej co u Was, bo widzę po Tobie, że chyba nie jest tak źle, co?
- Szczerze? To dopiero tydzień... ale nie da się ukryć, jest świetnie. Stara się bardzo, martwi się o mnie..
 - Dawno nie czułam się tak potrzebna.. Szkoda, że już niedługo.. - powiedziałam.
- Przestań tak mówić! Będziesz żyła, rozumiesz?!
- Justyna, proszę Cię. Przestańmy się oszukiwać. Z dnia na dzień jestem coraz słabsza. Justyna, ja umieram.


--------------------
Jest krótko, za co przepraszam.
Liczę na Wasze komentarze i opinie. 
Blog nie zostaje zawieszony. Ale jeżeli nadal będą dwie osoby czytały, to zostanie zawieszony. Dla wielu czytelników mam czas, dla dwójki też mam - nie myślcie, że są od macochy. Po prostu ten czas przeznaczę na coś innego. ;) 
Miłego weekendu! :)


niedziela, 8 grudnia 2013

;)

Na początek parę ogłoszeń:
1. Nie wiem, czy na tym blogu coś się jeszcze pojawi. Mało wyświetleń, mało komentarzy, mało czytelników.. Czyta to ktoś w ogóle? :)
2. Dziękuję za nominację. Sama nominuję :
i

Więcej blogów nie czytam.  ;) 
Pytania : 
1. Ulubiony siatkarz, i dlaczego?
2. Ulubiona drużyna?
3. Ulubiony zagraniczny zawodnik?
4. Ulubiona reprezentacja, poza reprezentacją Polski? 
5. Którego siatkarza nie lubisz?


Liebster Award
 Moje pytania:
1. Ulubiony siatkarz?
2. Co lubisz robić w wolnym czasie?
3. Jakim drużynom kibicujesz? (siatkarskim, piłkarskim, koszykarskim itd.)
4. Jakiej muzyki najczęściej słuchasz?
5. Kiedy narodziła się w Tobie chęć do pisania bloga?
6. Jaki film najlepszy?
7. Ulubiony tekst z "Igłą szyte"?
8. Za co kochasz siatkówkę?
9. Byłaś na meczu reprezentacji?
10. Największe marzenie?
11. Polecisz mi jakąś fajną książkę?

1. Michał Winiarski.
2.Czytać książki, biegać, grać w siatkę.
3.PGE Skra Bełchatów, ZAKSA K-K. Piłką nożną i koszykówką się nie interesuję, natomiast jeśli chodzi o ręczną - Wisła Płock.
4.Rock, metal.
5.Kiedy moje życie się pokomplikowało. Blog jest odskocznią.
6.Słodki Listopad.
7. Nie mam ulubionego.
8. Za wszystko. :)
9.Nie, nie byłam. Niestety.
10. Zamieszkać w Norwegii. 
11. Rozmowa z Aniołem.

sobota, 30 listopada 2013

trzy

                                           
- Lea pójdziesz ze mną na galę mistrzów sportu? - zapytałem.
- Pewnie, że tak. Tylko kiedy to jest? - powiedziała dziewczyna siedząc w stercie ubrań, które właśnie układała. Zawsze miała bałagan w szafie.
-Za tydzień.
-I Ty mówisz mi dopiero teraz? Muszę się wybrać na zakupy.. Faceci.. - mruczała pod nosem.
- Kobiety..- odmruczałem i wyszedłem z pokoju.

***
- To jak Kuba, zapraszasz ją, czy nie? Zadzwoń, no! Chyba sam nie pójdziesz?
- No ale co jak mi odmówi? Nie znamy się a ja nie chcę wyjść na idiotę. 
- Poczekaj chwilę. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon.
                  - Cześć Lea, mam do Ciebie pytanie. Jesteś jeszcze z Paulą?
- Jestem, a co Ci potrzeba? 
- Bo jest ze mną Kuba i chce zaprosić Paulinę na galę, ale się boi, że mu odmówi. Mówiła coś o nim? Może do niej zadzwonić? Pójdzie z nim, myślisz? 
- Jasne, że tak, czeka na to. - powiedziała dziewczyna cichym głosem tak, aby jej przyjaciółka nie słyszała.
 - Za ile będziesz w domu? 
- Za około godziny. To czekamy na telefon, kocham Cię. - powiedziała i rozłączyła się.
- I tyle bólu o nic.. Ona czeka na ten telefon sieroto. Dzwoń. 
 - Cześć Paula, co u Ciebie?
- Cześć Kubuś, u mnie w porządku, właśnie kupujemy Lei sukienkę na galę mistrzów sportu. A u Ciebie co? 
- No to kupcie jeszcze jedną. - powiedział śmiejąc się do telefonu.
- Czy Ty mnie zapraszasz na tą galę? 
- Zgadłaś. - powiedział. - Pójdziesz ze mną? - dodał.
- Jasne, że tak. To do zobaczenia! - powiedziała i rozłączyła się. 
 ***

- Paula, a ta? - powiedziała dziewczyna przeglądając setną sukienkę. Nie przepadała za zakupami, ale nie mogła iść w byle czym.
- Lea, nie możesz iść jak sierota... Proszę Cię..
- A Ty, idziesz z Kubą?
- Czekaj, właśnie dzwoni.
***
- Idę z nim! To musimy znaleźć dwie! - powiedziała dziewczyna.  - Mam! Przymierz tą.

- Ła! Wyglądasz w niej cudownie! Jest piękna, bierz ją! - powiedziała podekscytowana dziewczyna.
-Zobacz, ile ona kosztuje.. Nie stać mnie na sukienki za prawie czterysta złotych. 
- Nie marudź, dołożę Ci się. 
- Kocham cię. - powiedziała Lea i dała jej buziaka w policzek. Ta sukienka już była jej!  - To teraz ja znajdę coś dla Ciebie. Wydaje mi się, że ta będzie idealna. 
I rzeczywiście była.


***

- Zgodziła się! 
- A co miała zrobić? Chyba by Ci nie odmówiła, proszę Cię..
- No bo Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej, wielki Bartuś srartuś! - powiedział Kuba a ja zacząłem się z niego śmiać.
- Ej, stary, stary..

***

- Cześć Lea, wróciłem! Jak tam było? 
- Świetnie! Kupiłam sobie sukienkę, leży w salonie na kanapie, możesz zobaczyć. - powiedziała z kuchni. Chłopak podszedł i zobaczył. 
- Rzeczywiście. Piękna jest.
- A co u Kuby? Co oni się tak czają z Pauliną? 
- Mnie się pytasz? Nie mam pojęcia, sierotki takie. Co gotujesz? 
- Lasagne się piecze. 
- Ty wiesz jak dotrzeć do mojego żołądka.. - powiedziałem zachodząc ją od tyłu i dając buziaka w policzek. - Brałaś dzisiaj leki?
- Nie.
-Lea.. Ile razy mamy to przerabiać.. Proszę Cię.
-Bartek, nie widzisz, że te leki nie pomagają? Wydajemy na nie tylko mnóstwo pieniędzy, bez potrzeby.
- Będę Ci kupował te leki, jeżeli tego chcesz. I jeżeli Ci szkoda pieniędzy. Ale jedz je, żebym był spokojny. Obiecujesz? 
- ale Bartek... 
-Lea, obiecaj mi to. Dobrze wiesz, ile dla mnie znaczysz. Nie chcę Cię tracić. - kłamstwo za kłamstwem. Ale jakie to miało znaczenie? Miała być szczęśliwa i odzyskać chęć do życia. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nic. Słabe, bo słabe. Nie mam weny.

love.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Drugi


                    It's a day that I'll never miss 

- Bartek, wprowadź się do mnie. - powiedziała dziewczyna.
 -Ale przecież...
- ja wiem, że może za szybko, że może nie powinniśmy. Ale biorąc pod uwagę to, że niewiele mi już zostało.. Normalnie nie składałabym Ci takiej propozycji.
- Obiecuję, że nad tym pomyślę. A teraz  zbieraj się, jedziemy na weekend nad morze.
- Bartek, nie stać mnie na takie wyjazdy.. - powiedziała Lea.
- Ale ja Cię nie pytam, czy Cię stać, czy nie, proszę tylko, żebyś się spakowała. - powiedziałem śmiejąc się do niej.
- Faceci..  - odburknęła pod nosem i poszła się pakować. Zajmowałem się nią przez całe 3 dni i moje kłamstwa nie wyszły na jaw. Było dobrze i miałem nadzieję, że będzie tak cały czas. Lea się spakowała i pojechaliśmy do Kołobrzegu. Mimo że była jesień trafiliśmy na piękną pogodę. Cały dzień zwiedzaliśmy Kołobrzeg, który okazał się być ślicznym i urokliwym miastem. Wieczorem poszliśmy na kolację, a potem na spacer nad morzem. Kupiłem lampion w kształcie serca, na którym napisałem Lea i Bartek, otaczając ten napis serduszkiem.
- Lea, puszczamy ten lampion na trzy cztery, jak już się wystarczająco ogrzeje.
- Okej, ale Ty mówisz. - powiedziała, a ja poczułem się jakbym miał dziesięć lat i ścigał się z chłopakami na sygnał trzy cztery. Chciałem uczynić życie tej dziewczyny najpiękniejszym, a przy okazji moje życie też nabierało barw. Już nie było takie puste jak kiedyś, już nie siatkówka była wszystkim. I nawet zaczynało mi się to podobać.
- Bartek, wiesz co? Tak sobie myślę, i dochodzę do wniosku, że te trzy dni, które razem spędziliśmy są najpiękniejsze w moim życiu. Dziękuję Ci, że jesteś. - powiedziała dziewczyna.
- Nie masz za co. To ja powinienem Ci dziękować, że pozwalasz się uszczęśliwiać.
- Oj, Bartek.. nie mów tak..
- Taka jest prawda.. ale jeżeli nie chcesz, to nie będę.
- Dziękuję. - powiedziała Lea i dała mi buziaka w policzek. - Co Ty powiesz na to, żebyśmy poszli na latarnie morską jutro? - zapytała dziewczyna.
- Skąd wiesz, że w Kołobrzegu jest latarnia? - zapytałem zdziwiony.
- Bartek, ja się tu wychowałam. - powiedziała śmiejąc się ze mnie.
- To czemu nic nie mówiłaś? Pojechalibyśmy gdzieś indziej, zwiedzilibyśmy miasto, którego jeszcze nie widziałaś.. - powiedziałem śmiejąc się ze swojej głupoty.
- Chciałam tu przyjechać. Nie było mnie tu od dawna. Możemy pojechać w jeszcze jedno miejsce? Chciałabym odwiedzić dom rodziców. Nie wiedziałem czego się spodziewać, nigdy nie mówiła nic o rodzicach.
-  Jeżeli tylko zechcesz.
Następnego dnia weszliśmy na latarnię morską, a potem pojechaliśmy do domu rodziców Lei. Weszliśmy do środka. Śmierdziało tam, po podłodze walały się butelki po piwie, puszki, a dookoła unosiła się woń alkoholu. Jej tata leżał spity w łóżku, a matka próbowała sprzątać, ale nieudolnie, bo z każdym krokiem coraz bardziej się chwiała.
- Mamo... - powiedziała Lea.
- Nie jestem twoją matką! Wyjdź i nie wracaj tu nigdy więcej! Zostawiłaś nas, rozumiesz? Nie wybaczymy Ci tego.
- A ja mam Wam wybaczyć to, że całe moje dzieciństwo piliście? Że mieliście mnie w nosie? Nienawidzę Was, rozumiecie? Nienawidzę!
- No to sobie nienawidź, jak lubisz. Nie jesteś tu mile widzianym gościem. - powiedziała jej matka, a ja ścisnąłem mocniej jej rękę. Widziałem, że prawie płakała.
- Jesteście moimi rodzicami.. Dlaczego nigdy nie chcieliście się mną zająć? Dlaczego byłam dla was tak bardzo nieważna?
- Wiesz dlaczego? Dlatego, że byłaś niechciana. Myślisz, że co, że my chcieliśmy mieć dziecko? Wyszło tak przypadkiem i wcale nie byliśmy z tego powodu szczęśliwi. A z takiego dziecka szczególnie. A teraz idź już sobie i nigdy więcej tu nie wracaj.  - powiedziała matka Lei. Lea opuściła salon i weszła do swojego starego pokoju. Na łóżku spała jakaś kobieta, wszędzie walały się puszki, papierosy, śmierdziało tam. Wyszliśmy z tego domu i już wiedziałem, że nigdy tam nie wrócimy. Wsiedliśmy do samochodu.
- Lea, dlaczego chciałaś tu przyjechać?
- Wiesz, mimo wszystko to moi rodzice i chciałam zobaczyć, co u nich. Nie widziałam ich od 7 lat. Nienawidzę ich za moje dzieciństwo. - mówiła płacząc. - W domu rzadko kiedy było coś do jedzenia, alkohol był zawsze. Byłam niechcianym dzieckiem, nikt się mną nie zajmował, nikt nie chodził na wywiadówki, nikt nie zabierał do cukierni. Jedyną osobą, która się mną przejmowała była mama Justyny. I tam spędziłam większość mojego życia. Uciekałam z domu, bo nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nienawidziłam ich, kiedy byli pijani. Prosiłam, żeby nie pili, błagałam, ale zawsze kończyło się tym, że dostawałam twarz. Dlatego jak przestałam pokazywać się w domu byli szczęśliwi. Nic nie przemawiało im do rozumu. No i sam widziałeś.. To boli, jak mówią ci, że wcale cię nie chcą, wiesz? - powiedziała płacząc. Zatrzymałem samochód na poboczu, wysiadłem i mocno ją przytuliłem.
- Nie płacz. Już nigdy więcej tam nie pojedziemy. Przepraszam. - powiedziałem.
- To nie jest twoja wina. Sama chciałam tam jechać, to mam. - powiedziała mocno mnie przytulając. W ogóle nie mogła się uspokoić, nie wiedziałem, co mam zrobić. Ostatecznie Lea mocno mnie objęła, podziękowała, że przy niej jestem i wróciliśmy do Bełchatowa.

                                                                Teraz już będzie dobrze

-  Bartek! - usłyszałem.
- Co Słońce?
- Jest mi słabo.. -powiedziała. Szybko podbiegłem do jej pokoju i zobaczyłem ją leżącą na podłodze. Zaniosłem ją na ręce i pojechaliśmy do szpitala.
-Doktorze, co z nią?
-Wypiszemy ją jutro. Musi pan wiedzieć, że teraz będzie się tak działo. Lea może w każdej chwili zasłabnąć i potrzebować pomocy. Musi pan się nią opiekować.
- Ja.. robię to cały czas.. Kiedy ona się obudzi?
- Już niedługo, ale proszę być cierpliwym. Choroba jest ciężka. Widać to po Pani Lei, która jest coraz słabsza.
- Wiem, widzę to... Jest mi ciężko. Czy ona może robić wszystko normalnie?
- Tak, przynajmniej powinna. Niestety nie zostało jej wiele. Muszę już iść, przepraszam, do widzenia. - powiedział lekarz. Patrzyłem się przez szybę na Leę. To było dla mnie ciężkie. Widziałem ją i najchętniej mogłem zamienić się z nią miejscem. I tak by było najlepiej. Lea była świetną kobietą, która powinna żyć. Nagle odczyt EKG zaczął przyspieszać, wystraszyłem się, lecz nim zdążyłem zawołać lekarza wszystko wróciło do normy. Następnego dnia wróciliśmy z Leą do domu.
Teraz wszystko będzie dobrze

----------------------------------------------------------------------------
no cześć! :) jak się podoba? ;) 

love.

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział pierwszy

                                               
                                                 
- Stary, w co Ty się pakujesz? A co, jak uda jej się pokonać raka? Wtedy będziesz z nią już na zawsze? Bartek, nie możesz zawsze wszystkim pomagać, pomyśl w końcu o sobie! Wiesz, że tak naprawdę ją skrzywdzisz?
 - Jakoś to wtedy załatwię. Muszę jej pomóc, rozumiesz? Muszę! Lea mnie potrzebuje! Wiesz co? Ona nie będzie wiedziała, że nic do niej nie czuję. Czy to źle, że chciałbym, żeby ostatnie dwa miesiące swojego życia spędziła najlepiej, jak się da? 
- Okej, rób co chcesz.. Jakby co, to wiesz gdzie przyjść. - powiedział Kuba, co dodało mi otuchy. Wyszedłem z sali i od razu udałem się do kwiaciarni. Kupiłem największy, jaki dało się znaleźć bukiet róż. Czerwonych. Zamierzałem grać, udawać uczucia po to, żeby ją uszczęśliwić. Była ważna w moim życiu, ale jako koleżanka, a może przyjaciółka. Wiedziałem, że nie będzie dla mnie nikim więcej. Ale chciałem, żeby te dwa miesiące były dla niej najpiękniejsze.
- Dzień dobry, w której sali leży Lea Kiżewska?
- A Pan kim dla niej jest? - zapytała pielęgniarka o nad wyraz zgorzkniałym wyrazie twarzy.
- Ja jestem jej.. narzeczonym. - powiedziałem niepewnie. Nigdy nie używałem tego słowa w określeniu do siebie. To było dla mnie dziwne i niespotykane. Pamiętałem, że moim głównym celem było uszczęśliwienie umierającej Lei.
- W takim razie pokój numer 421. Czwarte piętro, na lewo. -odpowiedziała kobieta nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- Dziękuję pani bardzo.
Idąc za wskazówkami pielęgniarki udałem się na czwarte piętro po schodach. Musiałem po drodze przemyśleć, co powiem, jak ją zobaczę. Jak wyznam jej uczucie, żeby uwierzyła, że jest prawdziwe. Wszedłem do sali o numerze 421. Lea czytała książkę.
- Mogę Ci przeszkodzić? - zapytałem.
- Oczywiście. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie. Widać było po niej chorobę, widać było, że jest nią zmęczona. Mimo wszystko stać było ją na uśmiech w moją stronę
- Proszę, to dla Ciebie. -. powiedziałem podając jej bukiet róż.
 - Dziękuję Ci Bartek. Chcę Ci powiedzieć, że jeżeli Justyna Cię tu nasłała, to wcale nie musisz tego robić. Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie, tylko dlatego, że umieram. - powiedziała. Mówiła o tym tak spokojnie... Zdawałoby się, że pogodziła się z chorobą. Wewnętrznie jednak czułem, że tak nie było.
- Nie nasłała mnie tu. Przyszedłem, bo kocham Cię, Lea. Chcę, żebyś wyszła z tej choroby i żeby Twoje życie było najlepszym na świecie. I zrobię wszystko, żeby tak było. - powiedziałem. Miałem nadzieję, że zabrzmiało to wiarygodnie i że uwierzyła. I tak chyba się stało, bo zobaczyłem w jej oczach łzy.
- Ja w to wszystko nie wierzę, Bartek.
 - Udowodnię Ci to, zobaczysz. To będą najpiękniejsze dwa miesiące w Twoim życiu. - Pozwól mi na to, proszę. - powiedziałem patrząc w jej załzawione oczy.-  Ale nie płacz...
Wszystkie kłamstwa odnośnie miłości przychodziły mi łatwo, i nawet nie wiem, dlaczego tak było.
- Nie płaczę. Po prostu to, że tu jesteś wydaje mi się być tak niewiarygodne.. Strasznie się cieszę, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Jesteś moim powodem do uśmiechu. - powiedziała i znów się uśmiechnęła. Dotknęło mnie to prosto w serce.
- Uwierz w to, Lea. - powiedziałem przytulając ją do siebie. - Kiedy Cię wypisują?
- Jutro. Nie mogą mi już pomóc.
- Przyjadę jutro od razu po treningu i zabiorę Cię do domu. - powiedziałem.
Rozmawialiśmy jeszcze cały wieczór. Lea była wspaniałą dziewczyną. Wstyd mi było, że kłamałem jej w żywe oczy, ale wiedziałem, że to dla jej dobra. Widziałem uśmiech na jej twarzy i to w tej chwili było dla mnie najważniejsze.

Następnego dnia


Od razu po treningu wybiegłem z sali. Słońce ogrzało moją twarz. Było bardzo ciepło, mimo że była jesień. Zastanawiałem się, gdzie mogę zabrać Leę, żeby zapamiętała ten dzień. Pojechałem więc do szpitala, zabrałem jej walizkę i zaniosłem ją na rękach do samochodu. Mimo jej protestów chciałem, żeby wierzyła w to, że ją kocham, że mi na niej zależy. Było to dla mnie trudne. Jednak wiedziałem, że muszę to zrobić!

- Lea, zabieram Cię w pewne cudowne miejsce. - powiedziałem.
- Bartek, co to za niespodzianka? - zapytała uśmiechając się do mnie.
- Chcę zabrać Cię tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłaś, a gdzie na pewno Ci się spodoba.
- Jestem za. Bartek, dziękuję Ci za to, wszystko. To, że jesteś ze mną teraz i pomagasz cieszyć się życiem. Dziękuję Ci.
- To ja dziękuję Ci za to, że jesteś! - powiedziałem posyłając jej ciepły uśmiech i dotykając jej ręki.
- Dojechaliśmy na miejsce. Wziąłem Leę na ręce, przeniosłem przez las i dotarliśmy na miejsce. Po skalistych schodach weszliśmy na skałę i usiedliśmy. Widzieliśmy zachód słońca z każdej strony otoczony górami. Było pięknie. I tak romantycznie. Objąłem Leę, wyglądaliśmy jak para, która jest ze sobą od lat. Lea oparła głowę na moim ramieniu.
- Bartek... jesteś dla mnie ważny, wiesz? - powiedziała.
- Ty dla mnie też jesteś ważna. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - odpowiedziałem i dałem jej buziaka w policzek.
-Wiesz, Bartek.. Kiedyś, zanim zachorowałam miałam chłopaka. Byliśmy zaręczeni. Było tak pięknie. Przymierzałam jedną z sukni ślubnych, kiedy zasłabłam. Justyna zawiozła mnie do szpitala, wtedy właśnie okazało się, że jestem chora.. Piotrka już nie widziałam. Ani razu mnie nie odwiedził, nie dał znaku życia. I wtedy właśnie straciłam siłę do walki. Justyna mi pomogła.. ale choroba i tak robi swoje... - powiedziała. W jej oczach zauważyłem łzy. Przytuliłem ją mocniej.
- Co za idiota... Lea, nie płacz, proszę. Jestem przy Tobie. - powiedziałem.
Teraz wszystko będzie dobrze. 


-------------------------------------
jak widzicie, Bartek dał się wciągnąć w tę grę.
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Do napisania w okolicach czwartku! :)

jeżeli chcecie być informowane, zapraszam : GG : 46605444 :)

niedziela, 10 listopada 2013

Prolog

     Podrzuciłem piłkę i uderzyłem ją z całych sił, jakby była całym złem tego świata.  
 -Koniec na dziś. - usłyszałem i jako pierwszy wybiegłem z sali.
    
  Pewna brunetka prosiła o spotkanie, więc przyszedłem. Nie wiedziałem, czego ode mnie chce. Czekałem na nią w kawiarni popijając czarną kawę i czytając książkę. W końcu przyszła. Była ładna, ale nie w moim typie.
- Przepraszam Cię, że musiałeś czekać.
- W porządku, nic się nie dzieje. - odpowiedziałem spokojnie.
- Posłuchaj. Ja wiem, że to o co proszę może być nieodpowiednie. Może nie powinnam o to prosić.... ale Lea jest w szpitalu. Ona bardzo Cię potrzebuje. Ona Cię kocha. - powiedziała nerwowo dziewczyna.
- I co w związku z tym? - zapytałem.
- Lea umiera... Zostały jej dwa miesiące. To tak niewiele... Chciała tyle przeżyć, spotkać prawdziwą miłość... Rak nie daje jej spokoju. Wykańcza ją. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Ja już nie wiem co mam robić.
- Justyna, możesz przejść do sedna?
- Proszę Cię, zaopiekuj się nią. Przez dwa miesiące udawaj, że ją kochasz, i że jest dla Ciebie wszystkim. Ja wiem, że to...
- Nigdy w życiu! - przerwałem nerwowo.
- Wiem, że to dużo, bo jesteś znanym sportowcem. Tylko proszę Cię o te dwa miesiące. Chcę, żeby to były najpiękniejsze dwa miesiące jej życia.
- Ale ja nie chcę jej okłamywać.
- Bartek, dobrze wiesz, że to dla jej dobra.
- Ale nie możesz jej okłamywać! Dobrze wiesz, że to jest nie fair!
- Wiem, że to trudne. Obiecaj, że się zastanowisz.
- Ale Justyna..
- Proszę Cię, obiecaj mi to. - powiedziała i spojrzała w moje oczy.
- Dobrze, obiecuję. - odpowiedziałem i wyszedłem z kawiarni. Słońce raziło mnie w oczy, a liście rozwiewał delikatny wiatr. Pogoda była piękna i zdecydowanie nie pasowała do moich rozmyślań o śmierci. O śmierci Lei.




        Nie wiedziałem, co mam zrobić. To nie było dla mnie łatwe. Chciałem pomóc Lei, ale przecież nie mogłem jej okłamywać. Lubiłem ją, była świetną dziewczyną, ale nic do niej nie czułem. Zastanawiałem się nad tym długo. Dopiłem resztki herbaty o smaku wanilii i wyszedłem z domu. Podjąłem decyzję i nie zamierzałem jej zmieniać.  



------------------------------------------------------------
jak sami widzicie, jest trochę inaczej. Chcecie następny? :)