poniedziałek, 18 listopada 2013

Drugi


                    It's a day that I'll never miss 

- Bartek, wprowadź się do mnie. - powiedziała dziewczyna.
 -Ale przecież...
- ja wiem, że może za szybko, że może nie powinniśmy. Ale biorąc pod uwagę to, że niewiele mi już zostało.. Normalnie nie składałabym Ci takiej propozycji.
- Obiecuję, że nad tym pomyślę. A teraz  zbieraj się, jedziemy na weekend nad morze.
- Bartek, nie stać mnie na takie wyjazdy.. - powiedziała Lea.
- Ale ja Cię nie pytam, czy Cię stać, czy nie, proszę tylko, żebyś się spakowała. - powiedziałem śmiejąc się do niej.
- Faceci..  - odburknęła pod nosem i poszła się pakować. Zajmowałem się nią przez całe 3 dni i moje kłamstwa nie wyszły na jaw. Było dobrze i miałem nadzieję, że będzie tak cały czas. Lea się spakowała i pojechaliśmy do Kołobrzegu. Mimo że była jesień trafiliśmy na piękną pogodę. Cały dzień zwiedzaliśmy Kołobrzeg, który okazał się być ślicznym i urokliwym miastem. Wieczorem poszliśmy na kolację, a potem na spacer nad morzem. Kupiłem lampion w kształcie serca, na którym napisałem Lea i Bartek, otaczając ten napis serduszkiem.
- Lea, puszczamy ten lampion na trzy cztery, jak już się wystarczająco ogrzeje.
- Okej, ale Ty mówisz. - powiedziała, a ja poczułem się jakbym miał dziesięć lat i ścigał się z chłopakami na sygnał trzy cztery. Chciałem uczynić życie tej dziewczyny najpiękniejszym, a przy okazji moje życie też nabierało barw. Już nie było takie puste jak kiedyś, już nie siatkówka była wszystkim. I nawet zaczynało mi się to podobać.
- Bartek, wiesz co? Tak sobie myślę, i dochodzę do wniosku, że te trzy dni, które razem spędziliśmy są najpiękniejsze w moim życiu. Dziękuję Ci, że jesteś. - powiedziała dziewczyna.
- Nie masz za co. To ja powinienem Ci dziękować, że pozwalasz się uszczęśliwiać.
- Oj, Bartek.. nie mów tak..
- Taka jest prawda.. ale jeżeli nie chcesz, to nie będę.
- Dziękuję. - powiedziała Lea i dała mi buziaka w policzek. - Co Ty powiesz na to, żebyśmy poszli na latarnie morską jutro? - zapytała dziewczyna.
- Skąd wiesz, że w Kołobrzegu jest latarnia? - zapytałem zdziwiony.
- Bartek, ja się tu wychowałam. - powiedziała śmiejąc się ze mnie.
- To czemu nic nie mówiłaś? Pojechalibyśmy gdzieś indziej, zwiedzilibyśmy miasto, którego jeszcze nie widziałaś.. - powiedziałem śmiejąc się ze swojej głupoty.
- Chciałam tu przyjechać. Nie było mnie tu od dawna. Możemy pojechać w jeszcze jedno miejsce? Chciałabym odwiedzić dom rodziców. Nie wiedziałem czego się spodziewać, nigdy nie mówiła nic o rodzicach.
-  Jeżeli tylko zechcesz.
Następnego dnia weszliśmy na latarnię morską, a potem pojechaliśmy do domu rodziców Lei. Weszliśmy do środka. Śmierdziało tam, po podłodze walały się butelki po piwie, puszki, a dookoła unosiła się woń alkoholu. Jej tata leżał spity w łóżku, a matka próbowała sprzątać, ale nieudolnie, bo z każdym krokiem coraz bardziej się chwiała.
- Mamo... - powiedziała Lea.
- Nie jestem twoją matką! Wyjdź i nie wracaj tu nigdy więcej! Zostawiłaś nas, rozumiesz? Nie wybaczymy Ci tego.
- A ja mam Wam wybaczyć to, że całe moje dzieciństwo piliście? Że mieliście mnie w nosie? Nienawidzę Was, rozumiecie? Nienawidzę!
- No to sobie nienawidź, jak lubisz. Nie jesteś tu mile widzianym gościem. - powiedziała jej matka, a ja ścisnąłem mocniej jej rękę. Widziałem, że prawie płakała.
- Jesteście moimi rodzicami.. Dlaczego nigdy nie chcieliście się mną zająć? Dlaczego byłam dla was tak bardzo nieważna?
- Wiesz dlaczego? Dlatego, że byłaś niechciana. Myślisz, że co, że my chcieliśmy mieć dziecko? Wyszło tak przypadkiem i wcale nie byliśmy z tego powodu szczęśliwi. A z takiego dziecka szczególnie. A teraz idź już sobie i nigdy więcej tu nie wracaj.  - powiedziała matka Lei. Lea opuściła salon i weszła do swojego starego pokoju. Na łóżku spała jakaś kobieta, wszędzie walały się puszki, papierosy, śmierdziało tam. Wyszliśmy z tego domu i już wiedziałem, że nigdy tam nie wrócimy. Wsiedliśmy do samochodu.
- Lea, dlaczego chciałaś tu przyjechać?
- Wiesz, mimo wszystko to moi rodzice i chciałam zobaczyć, co u nich. Nie widziałam ich od 7 lat. Nienawidzę ich za moje dzieciństwo. - mówiła płacząc. - W domu rzadko kiedy było coś do jedzenia, alkohol był zawsze. Byłam niechcianym dzieckiem, nikt się mną nie zajmował, nikt nie chodził na wywiadówki, nikt nie zabierał do cukierni. Jedyną osobą, która się mną przejmowała była mama Justyny. I tam spędziłam większość mojego życia. Uciekałam z domu, bo nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nienawidziłam ich, kiedy byli pijani. Prosiłam, żeby nie pili, błagałam, ale zawsze kończyło się tym, że dostawałam twarz. Dlatego jak przestałam pokazywać się w domu byli szczęśliwi. Nic nie przemawiało im do rozumu. No i sam widziałeś.. To boli, jak mówią ci, że wcale cię nie chcą, wiesz? - powiedziała płacząc. Zatrzymałem samochód na poboczu, wysiadłem i mocno ją przytuliłem.
- Nie płacz. Już nigdy więcej tam nie pojedziemy. Przepraszam. - powiedziałem.
- To nie jest twoja wina. Sama chciałam tam jechać, to mam. - powiedziała mocno mnie przytulając. W ogóle nie mogła się uspokoić, nie wiedziałem, co mam zrobić. Ostatecznie Lea mocno mnie objęła, podziękowała, że przy niej jestem i wróciliśmy do Bełchatowa.

                                                                Teraz już będzie dobrze

-  Bartek! - usłyszałem.
- Co Słońce?
- Jest mi słabo.. -powiedziała. Szybko podbiegłem do jej pokoju i zobaczyłem ją leżącą na podłodze. Zaniosłem ją na ręce i pojechaliśmy do szpitala.
-Doktorze, co z nią?
-Wypiszemy ją jutro. Musi pan wiedzieć, że teraz będzie się tak działo. Lea może w każdej chwili zasłabnąć i potrzebować pomocy. Musi pan się nią opiekować.
- Ja.. robię to cały czas.. Kiedy ona się obudzi?
- Już niedługo, ale proszę być cierpliwym. Choroba jest ciężka. Widać to po Pani Lei, która jest coraz słabsza.
- Wiem, widzę to... Jest mi ciężko. Czy ona może robić wszystko normalnie?
- Tak, przynajmniej powinna. Niestety nie zostało jej wiele. Muszę już iść, przepraszam, do widzenia. - powiedział lekarz. Patrzyłem się przez szybę na Leę. To było dla mnie ciężkie. Widziałem ją i najchętniej mogłem zamienić się z nią miejscem. I tak by było najlepiej. Lea była świetną kobietą, która powinna żyć. Nagle odczyt EKG zaczął przyspieszać, wystraszyłem się, lecz nim zdążyłem zawołać lekarza wszystko wróciło do normy. Następnego dnia wróciliśmy z Leą do domu.
Teraz wszystko będzie dobrze

----------------------------------------------------------------------------
no cześć! :) jak się podoba? ;) 

love.

5 komentarzy:

  1. Musi być dobrze, musi. Lea musi walczyć. Nie dla rodziców, którzy mają ją daleko w nosie, nie dla Bartka ale przede wszystkim dla siebie. Trzymam za nią mocno kciuki i wierzę, że uda jej się wygrać z chorobą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc jestem;) No zapowiada się ciekawie, już nie mogę doczekać się kolejnego. Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łzy mi pociekły jak pisalaś o jej rodzicach, ona naprawdę dużo przeszła a teraz jeszcze ta choroba. Widać, że ona walczy i to dobrze. Ciesze się, że Bartek jest przy niej cały czas, ale mam nadzieje, że w końcu zda sobie sprawę, że warto być z nią nie dlatego, że umiera, ale dlatego, że jest świetną dziewczyną

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę fajny pomysł wymyśliłaś na to opowiadanie.. :) Mogłabyś mnie informować na moim blogu o nowych rozdziałach?? www.volley-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Cud miod malina! Podoba mi sie :)

    OdpowiedzUsuń