piątek, 15 listopada 2013

Rozdział pierwszy

                                               
                                                 
- Stary, w co Ty się pakujesz? A co, jak uda jej się pokonać raka? Wtedy będziesz z nią już na zawsze? Bartek, nie możesz zawsze wszystkim pomagać, pomyśl w końcu o sobie! Wiesz, że tak naprawdę ją skrzywdzisz?
 - Jakoś to wtedy załatwię. Muszę jej pomóc, rozumiesz? Muszę! Lea mnie potrzebuje! Wiesz co? Ona nie będzie wiedziała, że nic do niej nie czuję. Czy to źle, że chciałbym, żeby ostatnie dwa miesiące swojego życia spędziła najlepiej, jak się da? 
- Okej, rób co chcesz.. Jakby co, to wiesz gdzie przyjść. - powiedział Kuba, co dodało mi otuchy. Wyszedłem z sali i od razu udałem się do kwiaciarni. Kupiłem największy, jaki dało się znaleźć bukiet róż. Czerwonych. Zamierzałem grać, udawać uczucia po to, żeby ją uszczęśliwić. Była ważna w moim życiu, ale jako koleżanka, a może przyjaciółka. Wiedziałem, że nie będzie dla mnie nikim więcej. Ale chciałem, żeby te dwa miesiące były dla niej najpiękniejsze.
- Dzień dobry, w której sali leży Lea Kiżewska?
- A Pan kim dla niej jest? - zapytała pielęgniarka o nad wyraz zgorzkniałym wyrazie twarzy.
- Ja jestem jej.. narzeczonym. - powiedziałem niepewnie. Nigdy nie używałem tego słowa w określeniu do siebie. To było dla mnie dziwne i niespotykane. Pamiętałem, że moim głównym celem było uszczęśliwienie umierającej Lei.
- W takim razie pokój numer 421. Czwarte piętro, na lewo. -odpowiedziała kobieta nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- Dziękuję pani bardzo.
Idąc za wskazówkami pielęgniarki udałem się na czwarte piętro po schodach. Musiałem po drodze przemyśleć, co powiem, jak ją zobaczę. Jak wyznam jej uczucie, żeby uwierzyła, że jest prawdziwe. Wszedłem do sali o numerze 421. Lea czytała książkę.
- Mogę Ci przeszkodzić? - zapytałem.
- Oczywiście. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie. Widać było po niej chorobę, widać było, że jest nią zmęczona. Mimo wszystko stać było ją na uśmiech w moją stronę
- Proszę, to dla Ciebie. -. powiedziałem podając jej bukiet róż.
 - Dziękuję Ci Bartek. Chcę Ci powiedzieć, że jeżeli Justyna Cię tu nasłała, to wcale nie musisz tego robić. Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie, tylko dlatego, że umieram. - powiedziała. Mówiła o tym tak spokojnie... Zdawałoby się, że pogodziła się z chorobą. Wewnętrznie jednak czułem, że tak nie było.
- Nie nasłała mnie tu. Przyszedłem, bo kocham Cię, Lea. Chcę, żebyś wyszła z tej choroby i żeby Twoje życie było najlepszym na świecie. I zrobię wszystko, żeby tak było. - powiedziałem. Miałem nadzieję, że zabrzmiało to wiarygodnie i że uwierzyła. I tak chyba się stało, bo zobaczyłem w jej oczach łzy.
- Ja w to wszystko nie wierzę, Bartek.
 - Udowodnię Ci to, zobaczysz. To będą najpiękniejsze dwa miesiące w Twoim życiu. - Pozwól mi na to, proszę. - powiedziałem patrząc w jej załzawione oczy.-  Ale nie płacz...
Wszystkie kłamstwa odnośnie miłości przychodziły mi łatwo, i nawet nie wiem, dlaczego tak było.
- Nie płaczę. Po prostu to, że tu jesteś wydaje mi się być tak niewiarygodne.. Strasznie się cieszę, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Jesteś moim powodem do uśmiechu. - powiedziała i znów się uśmiechnęła. Dotknęło mnie to prosto w serce.
- Uwierz w to, Lea. - powiedziałem przytulając ją do siebie. - Kiedy Cię wypisują?
- Jutro. Nie mogą mi już pomóc.
- Przyjadę jutro od razu po treningu i zabiorę Cię do domu. - powiedziałem.
Rozmawialiśmy jeszcze cały wieczór. Lea była wspaniałą dziewczyną. Wstyd mi było, że kłamałem jej w żywe oczy, ale wiedziałem, że to dla jej dobra. Widziałem uśmiech na jej twarzy i to w tej chwili było dla mnie najważniejsze.

Następnego dnia


Od razu po treningu wybiegłem z sali. Słońce ogrzało moją twarz. Było bardzo ciepło, mimo że była jesień. Zastanawiałem się, gdzie mogę zabrać Leę, żeby zapamiętała ten dzień. Pojechałem więc do szpitala, zabrałem jej walizkę i zaniosłem ją na rękach do samochodu. Mimo jej protestów chciałem, żeby wierzyła w to, że ją kocham, że mi na niej zależy. Było to dla mnie trudne. Jednak wiedziałem, że muszę to zrobić!

- Lea, zabieram Cię w pewne cudowne miejsce. - powiedziałem.
- Bartek, co to za niespodzianka? - zapytała uśmiechając się do mnie.
- Chcę zabrać Cię tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłaś, a gdzie na pewno Ci się spodoba.
- Jestem za. Bartek, dziękuję Ci za to, wszystko. To, że jesteś ze mną teraz i pomagasz cieszyć się życiem. Dziękuję Ci.
- To ja dziękuję Ci za to, że jesteś! - powiedziałem posyłając jej ciepły uśmiech i dotykając jej ręki.
- Dojechaliśmy na miejsce. Wziąłem Leę na ręce, przeniosłem przez las i dotarliśmy na miejsce. Po skalistych schodach weszliśmy na skałę i usiedliśmy. Widzieliśmy zachód słońca z każdej strony otoczony górami. Było pięknie. I tak romantycznie. Objąłem Leę, wyglądaliśmy jak para, która jest ze sobą od lat. Lea oparła głowę na moim ramieniu.
- Bartek... jesteś dla mnie ważny, wiesz? - powiedziała.
- Ty dla mnie też jesteś ważna. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - odpowiedziałem i dałem jej buziaka w policzek.
-Wiesz, Bartek.. Kiedyś, zanim zachorowałam miałam chłopaka. Byliśmy zaręczeni. Było tak pięknie. Przymierzałam jedną z sukni ślubnych, kiedy zasłabłam. Justyna zawiozła mnie do szpitala, wtedy właśnie okazało się, że jestem chora.. Piotrka już nie widziałam. Ani razu mnie nie odwiedził, nie dał znaku życia. I wtedy właśnie straciłam siłę do walki. Justyna mi pomogła.. ale choroba i tak robi swoje... - powiedziała. W jej oczach zauważyłem łzy. Przytuliłem ją mocniej.
- Co za idiota... Lea, nie płacz, proszę. Jestem przy Tobie. - powiedziałem.
Teraz wszystko będzie dobrze. 


-------------------------------------
jak widzicie, Bartek dał się wciągnąć w tę grę.
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Do napisania w okolicach czwartku! :)

jeżeli chcecie być informowane, zapraszam : GG : 46605444 :)

8 komentarzy:

  1. No ciekawe opowiadanie się chyba zaczyna ^^
    Naprawdę ten prolog i pierwszy rozdział bardzo mi się spodobały i zostaję tu na dłużej! :D
    Jeżeli masz ochotę to zapraszam do siebie na http://glupimaszczescie.blogspot.com
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. prolog ciekawy, a i dalej jest całkiem całkiem ;D podoba mi się Twój styl pisania i chętnie przeczytam kolejne części, pozdrawiam i życzę dużo weny ;)
    zapraszam również do siebie na http://siatkarski-chaos-kontrolowany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo jak taki jest prolog to już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów.

    Zapraszam w wolnej chwili do mnie http://siatkarski-zakochany-klaun.blogspot.com/2013/11/rozdzia-2-szybsze-bicie-serca.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie. Z jednej strony to co robi Bartek jest całkiem szlachetne, ale jeśli/gdy Lea się dowie złamie jej to serce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że lubię, a wręcz kocham twój styl pisania? Naprawdę masz talent do tego! Pisz więcej, więcej i więcej. Mam nadzieję, że uda Ci się. :D Na przyszłość, życzę dużo weny i chęci do pisania. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja na miejscu Lei nie chciałabym dostawać od Bartka złudnej nadziei. Przecież jak ona się dowie, że on z nią pogrywa to będzie tylko gorzej... Chociaż może Bartek naprawdę się w niej zakocha i wszystko będzie dobrze? Sama nie wiem ale czekam na dalszy rozwój wydarzeń;)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podoba jak piszesz. I piękny rozdział. :) Mam przeczucie, że on się w niej zakocha, ale pewności nie mam. Poczekamy, zobaczymy. :D Czekam na następny. :)

    kazda-droga-wymaga-poswiecen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. A więc jestem;) No zapowiada się ciekawie, już nie mogę doczekać się kolejnego. Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń